Freemax Marvos 60W to przedstawiciel linii pod-modów, czyli mocno chmurzących urządzeń z regulacją mocy. Na pierwszy rzut oka wygląda jak jakiś militarny wynalazek. Czy ma to coś wspólnego z jego działaniem?
Unboxing
W pudełku znajdują się: Marvos 60W, 2 grzałki (0,25 Ω i 0,35 Ω), kabel USB-C i instrukcja użytkowania.
Wygląd
Jak wspomniałam wcześniej, Freemax Marvos 60W ma w sobie coś z czołgu. Jest to zasługa m.in. materiałów, z których go wykonano: stopu cynku oraz gumy silikonowej (ang. liquid silicone rubber). Dla mnie prezencja jest zachwycająca. Wyświetlacz nie jest ogromny, ale informacje są widoczne. Przy wciśnięciu fire button i przycisku „-„, zmienia się kolory menu. Pod-mod jest dość spory, ma ponad 12cm wysokości.
Podobnie jak w przypadku Freemax Marvos T, tak i tutaj po ponad miesiącu użytkowania, po licznych wzlotach i upadkach (dosłownie!), nie widać uszczerbków na lakierze. Nie przeszkadza mu przebywanie w kieszeni w towarzystwie kluczy, szalone wywrotki ani nawet deszcze i podtopienia, ponieważ spełnia normę IP67. Wygląda wciąż tak, jak przy unboxingu.
Działanie
Pojemność baterii to 2000mAh, co powinno wystarczyć na cały dzień wapowania. Jeśli nie odklejacie się od e-papierosa w ciągu dnia, ładowanie okaże się jednak konieczne. Standardem jest już USB-C. W tym przypadku pozwala ono na naładowanie urządzenia w +/- godzinę. Zasilanie rozpędza się do 60W. Przepływ powietrza przy maksymalnym otwarciu jest ogromny – wydaje mi się to typową cechą serii Marvos. Regulacja airflow odbywa się płynnie. Suwak nie zacina się i chodzi gładko.
Okej, czas na wady. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, jest latający fire button. Nie spasowano go zbyt dobrze. Co ciekawe, ani „+”, ani „-” nie mają tego problemu.
Napełnianie kartridża płynem odbywa się przez silikonową zaślepkę na spodzie. Powoduje to skraplanie się i podciekanie liquidu. Producenci powoli odchodzą od zalewania od spodu. Freemax w przypadku Marvosa 60W niestety jeszcze się o to nie pokusił. Kartridż pasuje zresztą także do reszty urządzeń z serii Marvos, więc nie ma czemu się dziwić.
Kolejna rzeczy to wspomniana już guma silikonowa na obudowie zasilania. W założeniu miała zapewne sprawiać, że pod-mod pewnie trzyma się w dłoni. W praktyce wyszło dość plastikowo i, niestety, ślisko.
Crème de la crème opowieści to samo przygotowanie Freemaxa Marvos 60W do działania. Na wstępie napadł mnie komunikat atomizer short. Kiedy już myślałam, że problem został zażegnany, pojawił się znowu. I znowu. Jeszcze raz. I tak w kółko co jakiś czas, kilka lub kilkanaście razy dziennie. Z początku pomogło podniesienie pinu grzałki, potem pomagało już obrócenie kartridża o mniej więcej 90°. Strasznie uporczywa i męcząca kwestia.
Podsumowanie
Freemax Marvos 60W ma swoje wady i zalety. Jeśli lubicie wygląd czołgu i ogromne chmury, to jest to dobry wybór. Na minus zdecydowanie uporczywy komunikat atomizer short, choć to zapewne wina grzałek, które mi się trafiły. U mnie prawdopodobnie wyląduje w szufladzie, gdzie będzie czekał na kolejną szansę.
Jeśli chcecie spojrzeć na Marvosa 60W okiem producenta, zerknijcie tutaj.